Świat mnie niezmiennie zaskakuje. Kiedy ja byłam wczesną nastolatką z radością czekałam na wakacje by pojechać na kolonie lub obóz. Nigdy nie zdarzało się tak bym pojechała z kimś dla siebie znajomym lub by już w miejscu docelowym był ktoś kogo znałam z wcześniejszych wypraw. Tym samym rok w rok około 100 nowych dzieciaków do poznania i budowania relacji.

Minęło koło 25 lat od tamtych dni i mam zaszczyt i przyjemność pracować między innymi z nastolatkami z różnych środowisk - od dzieciaków VIPów aż do tak zwanego marginesu społecznego. Bardzo dużo się od nich uczę - poczynając od słownictwa a kończąc na niesamowitej sile i inspiracji jaką potrafią dawać.
Ostatni news mnie jednak lekko wykoleił z mojego terapeutycznego świata. Obecnie często wśród młodzieży zdarza się taki "manewr", że umawiają się na turnus w szpitalu psychiatrycznym. Wcześniej oczywiście albo się tam poznali, albo ktoś z ich otoczenia ma takie same problemy jak oni i czas je jakoś rozwiązać. Różnymi metodami więc starają się osiągnąć zamierzony cel. O metodach może kiedyś w odrębnym wpisie, tylko po co?

Tymczasem dostęp do pomocy specjalistów w naszym kraju jest bardzo utrudniona i brakuje diagnostów z prawdziwego zdarzenia. Wczoraj przyszła do mnie oferta pracy na oddziale dziennym psychiatrycznym w Gnieźnie (na takim pracuję w Koninie). Nie mam już wolnego dnia w grafiku do czerwca przyszłego roku. A dzieciaki czekają.

Takie tam.. ludzkie sprawy. Po prostu.